Witajcie!
Niestety dzisiaj nie będzie pozytywnej recenzji, ale o tym przekonacie się za chwilkę. Mowa będzie o:
Tytuł: Krwawy kult
Autor: Irene Spencer
Stron: 412
Wydawnictwo: Hachette
„Autorka Irene Spencer, dużą część życia spędziła w poligamicznym małżeństwie z jednym z braci LeBaronów, założycieli fundamentalistycznej sekty mormońskiej. Konflikty między braćmi, a przede wszystkim ambicje szwagra bohaterki, Evila Le Barona, psychopatycznego mordercy nazywanego „krwawym prorokiem” sprawiły, że i tak już trudne życie matki trzynaściorga dzieci zmieniło się w piekło.
– Jaką cenę Irene zapłaciła za swój życiowy wybór?
– Co oznacza „zadośćuczynienie krwią”?
– Jak Irene udało się wytrwać i wychować dzieci?
– Czy potrafiła mimo wszystko zachować wolność i nie ulec wpływom wszechobecnych manipulatorów? „
Brak mi słów po przeczytaniu tej książki… i to nie dlatego , że wywarła na mnie jakiekolwiek wrażenie. Jedyne co mam do powiedzenia po męczarniach spędzonych nad tą książką to tylko tyle, że jest nudna, zagmatwana i to największy gniot jaki miałam okazję przeczytać.
Czas poświęcony na tą książkę uważam za zmarnowany i pozostaje mi tylko liczyć na to, że autorka nie będzie pisała kolejnych książek…. co niestety się nie spełni, bo tom 15 to książka również w tej samej tematyce, tej samej autorki „Żona Mormona”.
Nie wiem czy sięgnę po tą książkę, ale na pewno nie będę się do niej specjalnie garnęła. Sposób w jaki jest napisany „Krwawy kult” to jakaś tragedia. Zamiast skupić się na konkretach poznajemy wiele osób, niespecjalnie istotnych faktów i po parunastu stronach już nie wiemy o co w ogóle chodzi. Przynajmniej ja nie potrafiłam się odnaleźć.
Nie znalazłam też w tej książce ani jednego momentu, w którym historia by mnie wciągnęła lub choć troszkę zaciekawiła :(
Nie polecam nikomu!
Moja ocena:
0/10
Pozdrawiam
Mole w książkach
Nie dałam rady przeczytać „Krwawego kultu”, po prostu odłożyłam tę książkę. Miałam wielkie opory by zacząć czytać „Żonę Mormona”, ale skusiłam się. I…. Pozytywne zaskoczenie! Naprawdę wspaniała książka, nie ma w niej już takiego pomieszania z poplątaniem, a jest naprawdę ciekawa i poruszająca historia.
Nie wiem, czy wrócę do „Krwawego kultu”, ale „Żonę Mormona” serdecznie polecam.
Ta książka jest po prostu nie do przejścia jak dla mnie. Oddałam ją teraz mojej mamie nic nie mówiąc o jej „atrakcyjności” i jestem ciekawa czy zadzwoni do mnie niebawem z pytanie co to za badziewie jej dałam ;)
Po Twojej opinii zaczęłam się jednak pozytywnie nastawiać do „Żony mormona” i podejrzewam, że niebawem po nią w końcu sięgnę :)
Dobrze, że przeczytałam Twoją recenzję – teraz będę omijać szerokim łukiem tą pozycję.
Zdecydowanie omijaj jak najszerszym łukiem :)
Nie mam tej książki, ale jeśli ma tak niskie oceny to już świadczy, że nie warto do niej zaglądać, ale „Żona mormona” jest jak najbardziej warta przeczytania
Czytając „krwawy kult” miałam wrażenie, że książka została napisana na siłę, a autorka chyba sama już nie wiedziała o czym ma pisać. Przeczytam na pewno „żonę mormona” i będę miała porównanie czy czasem „Krwawy kult” nie jest ciągnięciem tego samego tematu na siłę po dobrej pierwszej książce.
A ja właśnie szukałam innej książki tej samej autorki po przeczytaniu Żony Mormona. Z opinii – nie tylko z tej strony dochodzę do wniosku, że chyba powinnam zaprzestać. Jeśli książka kiedyś rzuci mi się sama do rąk to spróbuję, ale chyba sama nie będę jej szukać :) Dla zainteresowanych jest jeszcze jedna pani z tej samej rodziny, Pani Susan – też napisała ze dwie książki (była żoną tego samego mężczyzny co Irene, ale jedną z późniejszych). Może warto poszukać jej tytułów? :) Pozdrawiam
Ja wreszcie zebrałam się w sobie i jestem w trakcie czytania żony Mormona i póki co jestem mile zaskoczona. Krwawy kult był tragiczny i chyba jednak odniosłam dobre wrażenie, że autorka ciągnęła w krwawym kulcie wszystko na siłę i sama już nie wiedziała o czym ma pisać ;)